środa, 30 stycznia 2013

Wrocław: Papa Giuseppe ul. Włodkowica 27

Zawitałam do tego miejsca za sprawą gruponu:
Trzydaniowa uczta dla dwóch osób kosztowała 65 zł, stolik trzeba zarezerwować dzień wcześniej ale dla nas zrobiono wyjątek i wystarczyła tylko godzina przez naszą wizytą.

Pierwszy dzień ferii, pierwszy dzień odwilży, dzień ponurej chlapy najlepiej wykorzystać na jedzenie, baaa pogoda wręcz zmuszała nas do tego ;)


Papa Giuseppe mieści się na klimatycznej ul. Włodkowica, tuż przy budynku Spółdzielni Stomatologicznej Vita i Urzędu Stanu Cywilnego z drugiej strony. Ulica ta obfituje w drogie i puste restauracje, mieści się tutaj zawsze pełna ludzi Mleczarnia.
Powitał nas smutny kelner, wskazał salę dla gruponów, po prawej stronie, dostaliśmy menu bez cen, w naszych głowach rozpoczął się proces decyzyjny a głodni byliśmy przeokrutnie.
Zupa czy przystawka? Wygrała zupa ja wzięłam krem pomidorowy a mój TŻ minestrone - dobry test na początek, myślę, że naprawdę się trzeba przyłożyć by podać niesmaczną zupę, wiem to z własnego kulinarnego doświadczenia ;)
Powyżej mój krem pomidorowy, pięknie podany, z prawdziwych pomidorów ( raczej z puszki) nie z koncentratu jak banalna, swojska pomidorówka, dużo ziół, czosnek, prażone migdały i świeża bazylia. Minestrone była ponoć równie dobra, wręcz wyśmienita, TŻ zjadł ją z takim smakiem i tak szybko, że nie zdążyłam pstryknąć fotki ;)


Drugie danie wybraliśmy dość stnadardowo bo pizzę i lasagne ale myślę, że po tych potrawach można poznać czy kuchnia tutejsza chociaż przypomina włoską.

Moja pizza quattro stagioni była stanowczo zbyt gruba jak na włoską aczkolwiek pieczona we właściwej temperaturze bo odpowiednio chrupiąca i wbrew nazwie podzielona na pięć części. Gdyby dodano odrobinę soli do ciasta to byłaby dość dobra a tak smakowała bardziej jak maca ;) może to oddziaływanie pobliskiej synagogi???  Do pizzy podano ( nie-po-włosku) dwa sosy: czosnkowy i pomidorowy, na szczęście bo wzbogaciły smak macy.

Lasagne bolońska dość dobra była by lepsza gdyby zawierała mięso ( o nie przepraszam, ponoć TŻ znalazł kawałek), makaron miał odpowiednią miękkość, sos pomidorowy bardzo przypominał moją zupę ;) jak dla mnie miał zbyt dużo ziół a te przyćmiły smak całego dania.

Jakie wrażenie: użycie tego samego sosu do zupy, jako sos do pizzy na pizzy i podany osobno oraz jako sos do lasagne spowodował pewną monotonię smakową, kucharzu mógłbyś się bardziej postarać!!!


Hmmm teraz desery: uczta deserowa była naprawdę bez zarzutu, może też dlatego bo porcje były spore ;) ładnie podane, nie za słodkie.
Tiramisu przypominało to które przygotowuję sama w domu - PYCHA!!!
Tarta di mele świetna, jabłka pokrojone w paseczki, zapieczone z cienką warstwa chrupiącego ciasta - REWELACJA!!!

Jak widać kucharzowi z Papa Giuseppe łatwiej przychodzi przygotowywanie deserów niż dań włoskich, myślę, że powinien nad nimi trochę popracować, poczytać przepisy, urozmaicić, warto dodawać soli do ciasta!!! tym bardziej, że restauracja ta do najtańszych nie należy i ja osobiście oczekiwałam czegoś lepszego i nie jestem pewna czy do niej powrócę już bez grupona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz