czwartek, 13 marca 2014

Podróże: Paryż i Montmartre w lutym 2014.

To moja pierwsza podróż do Paryża a oto w skrócie najświeższe wrażenia, spostrzeżenia


Lecieliśmy Wizzairem, tylko z bagażem podręcznym ( uwaga! za normalny bagaż trzeba dodatkowo płacić) do Beauvais. Zastanawia mnie dlaczego to lotnisko zostaje oznaczone jako Paryż bo znajduje się o 1.5 godz od niego ;) to tak jakby Katowice nazwać Wrocław :D :D :D Do ceny podróży trzeba na dzień dobry dodać 32 euro od osoby, chyba, że ktoś po nas przyjedzie lub nas odwiezie. W każdym razie wylądowaliśmy na Port Maillot z mapą w dłoni i ruszyliśmy na poszukiwanie hotelu.

Metro. Ja kocham i uwielbiam metro jako że żyję w mieście, które się komunikacyjnie dławi i dusi i ledwo zipie więc każda przejażdżka metrem to niesamowicie fajne przeżycie :D My, wrocławianie możemy sobie, niestety pomarzyć, prawda….?! Koszt: bilet jednorazowy to 1,7 euro, gdy kupicie od razu 10 szt płacicie 13.70 euro. Jeden bilet pozwala na dowolne przesiadki w metrze w czasie 1.5 godz. - bez problemu da się w ten sposób dojechać w dowolne atrakcyjne miejsce. Myślałam, że bilet na 10 przejazdów będzie na jednym kartoniku ale, ku uldze i radości, otrzymałam 10 pojedynczych, super. 10 biletów wystarczyło nam ( dwóm osobom) w zupełności w czasie 3 dniowego pobytu a to tez dlatego, że jesteśmy wytrwałymi piechurami i lubimy nowe miasto porządnie schodzić, wydeptać, mam wrażenie, że w ten sposób lepiej się czuje atmosferę miejsca. Ja lubię zwiedzać atrakcje turystyczne, i owszem, chętnie zobaczę te wszystkie sławne miejsca ale… nie cierpię gonitwy turystycznej, wcale nie muszę zobaczyć wszystkiego podczas jednego pobytu już natychmiast.





Spędziliśmy tu uroczą godzinkę wygrzewając się w słońcu, pusto było, ptaszki śpiewały ;)


Montmartre. Nastawiliśmy się na zadeptanie ;) tej dzielnicy, wynajęliśmy tutaj pokój w hotelu. Świetny wybór bo Montmartre skradło moje serce, przeszłam tę dzielnicę wzdłuż i wszerz i chętnie bym tam wróciła. To miejsce ma niesamowity klimat, na szczęście byliśmy tam w okresie jeszcze przed wielkim najazdem turystów więc na niektórych uliczkach bywaliśmy zupełnie sami. Turystyczne restauracje niemal puste, za to niektóre pękały w szwach od miejscowych, wesołych i głośno się bawiących.



Bagietki i sery. Pieczywo z paryskich piekarni jest obłędnie pyszne, świeżutkie, z chrupiącą, gruba skórką. Zasmakowaliśmy w nich, były idealne i to nimi głównie się żywiliśmy, do tego ser kupiony w jednym ze śmierdzących sklepów, łyk wina… cóż więcej człowiekowi potrzeba!

Kanapki. To odkrycie i zaskoczenie, nie trafiliśmy na niesmaczną czy nieświeżą… wręcz przeciwnie były duże, chrupiące z pysznymi dodatkami. Rewelacja! Kawa. Pyszna, mocna, aromatyczna. Nie trafiłam na niedobrą czy  lurowatą ( aaaa przepraszam w Luwrze taka była). Makaroniki. Powiem jedno: jestem wielką fanką macaroników. Próbowałam ich wcześniej, w Polsce, nie pamiętam gdzie je kupiłam ale były okropne bo przede wszystkim bardzo słodkie, przeszywająco słodkie. W Paryżu natrafiłam na macaronikowe bogactwo, najróżniejsze smaki i rozmiary, jakiego był nie próbowała był pyszny, delikatny, z puszystym kremem. Pyszności. Creme brulee mnie troszkę rozczarował, jadłam lepszy, we francuskiej restauracji, w Polsce ;)  Ser, ser, ser - najtańszy ser jest 100 lepszy niż polski, sery kozie są idealne ( krowich nie jadam). Wino - przez trzy dni piłam z cztery różne, niezbyt drogie - wszystkie pyszne! A przyznam, że w Polsce nie kupuję win francuskich ( nie znam się na winach!) bo ilekoroć po nie sięgałam trafiałam na coś paskudnego. W Paryżu wybierałam wino…. pokazując palcem, losowo: może to! Zawsze byłam zadowolona :)

Fryzjerzy. Co dwadzieścia metrów mamy zakład fryzjerki pełen klientów i tak od rana do zamknięcia. Oto czym głównie zajmują się Paryżanki ;)

Paryżanie. Są smukli, Snują się, koniecznie w szalikach!!! Zauważyłam wiele bardzo zniszczonych butów, toreb czy płaszczy na mężczyznach w wieku średnim, pozbawionych brzuszków ( dobrze nam znanych męskich brzuszków), sączących w południe wino czy popijających kawę, ich twarze wskazują na spore spożycie alkoholu, czerstwe, czerwone, o szklistym spojrzeniu.

Sklepy z czekoladą. Na niektórych ulicach mamy ich po kilka, czekoladki są bardzo drogie, małe pudełeczko ok 20 euro…które to jednak wolałam przeznaczyć na… ser i wino ;)

Dzieci. Oni tam mają dużo dzieci, miasto aż kipi młodością, częsty widok to ciemnoskóra opiekunka i zwykle trojka białych dzieci. Częstym widokiem jest para młodych rodziców, dziecko w chuście na mamie lub tacie, lub w wózku, i dwoje większych, już chodzących. Wielokrotnie widziałam mężczyzn plus kilkoro maluszków, świetnie dawali sobie radę i ogarniali przychówek. W Polsce w wielu miejscach facet nawet palcem przy dziecku nie kiwnie. Francja jest krajem dzieci i młodych ludzi…my Polacy niedługo będziemy mieć średnią wieku ok 50 lat :(

Luwr. Oj co ja się nasłuchałam o tym miejscu, że tłok, że kolejki, że nie warto, że Mona Lisa wcale nie taka super ;)


Jak już wcześniej wspominałam, turystów było mało, kolejka niewielka, mogłam patrzeć do woli, nikt mi nie zasłaniał, nie popychał ;) Co tam było wspaniale, zobaczyłam dzieła, które do tej pory znałam jedynie z albumów i poczułam.... no wiecie takie malutkie wzruszenie ja i wielka sztuka ;)

Czy wrócę do Paryża?
tak

poniedziałek, 3 lutego 2014

Brownie zawsze poprawia nastrój!

Nikt mi nie wmówi, że brownie jest trudne do wykonania, na proszę Was, toż to najprostsze ciasto świata... a jakie efektowne!

Ja zawsze stosuję przepis znaleziony w Wysokich Obcasach, o ten:

Ja odrobinę zmodyfikowałam przepis i wygląda on następująco:

3 tabliczki (200 g) gorzkiej czekolady
1 kostka (200 g) masła
100 g mąki
300 g cukru brązowego
6 jaj
wanilia

Biorę garnek z gotującą się wodą, stawiam na niego miskę gdzie wrzucam pokruszoną czekoladę + masło, całość się ładnie roztopi i połączy.


W tym czasie wyciągam mikser, wbijam jajka i dodaję cukier + esencję waniliową lub prawdziwą wanilię, ubijam aż będzie puszyste ( wtedy też masa czekoladowa się studzi).

Stopniowo dodaaję mąkę i w końcu przestudzoną czekoladę, mieszam i tadam: koniec skomplikowanych czynności

Spód blachy wielkości 60x35 cm wyłożyć pergaminem, ciasto wlać na blachę. Wstawić do piekarnika rozgrzanego do 200 st. C, piec 18--20 minut. 


Można dodać co tam lubimy: ja często kroję białą czekoladę, czasem ciasteczka, rzadziej bakalie, orzechy, polecam też maliny albo porzeczki. Ciasto nie powinno być zbyt wysokie, jak dla mnie najlepiej wylać ok 2-3 cm


Ciężko było zrobić zdjęcie upieczonego kawałka bo moja domowa ludność + goście prawie wszystko pożarli w ekspresowym tempie

Ciasto powinno porządnie wystygnąć, wtedy nabiera ciężkości, jest bardzo czekoladowe, wręcz przeszywa czekoladowością.

Przyznam, że to najszybsze i najefektowniejszy ciasto jakie znam, zawsze smakuje, zawsze słyszę pochwały, czasem wręcz pomruki czy okrzyki zachwytu ;)

środa, 22 stycznia 2014

Śniadanie w Di, Di na śniadanie

Pisałam wcześniej o Dinette, przyszła teraz pora na, jak to opisują, na jego młodszą siostrę Di.

Di mieści się również w Sky Tower, jednym z najszpetniejszych miejsc we Wrocławiu ;) ale na szczęście właściciele zatrudnili dobrego architekta wnętrz i w odróżnieniu od zimnej, betonowej brzydoty najwyższego budynku w Polsce, jest tam miło i przytulnie.

Di oferuje nam śniadania z karty i zmienne lunche, piecze własny chleb i bułeczki, które możemy sobie na miejscu kupić i zabrać do domu. Ja i szanowna Rodzina wybraliśmy się kiedyś na śniadanko, pewnego szarego, niezbyt przyjemnego poranka. Myślałam, że nic mnie nie zaskoczy jeżeli chodzi o Sky Tower ale o godzinie 10 okazało się, że jest on zupełnie wyludniony… dziwne wrażenie, tylko my i beton…. na szczęście Di już pracowało, przy stolikach siedziało kilka osób. Zajęlismy miejsca a po chwili, ku zdumieniu memu, całe, calutkie się zapełniło głodnymi ludźmi.

Ma i Dziecko zamówiliśmy śniadanie amerykańskie czyli góra puszystych naleśników, polana syropem klonowym, z masełkiem, owocami. Wyglądają dokładnie jak na amerykańskich filmach!!! ;))) Kosztowało to nas po 12 zł.


Naleśniki..hmmm przyznam, że pyszne, faktycznie puszyste, lekko słodkie wyśmienicie smakowały w połączeniu z kwaskowatymi owocami. Były bardzo sycące, chciałam łakomie pożreć wszystkie a potem wylizać talerz ale… musiałam się opamiętać. Dziecko twierdzi, że naleśniki pyszne i pewnie nie raz będziemy molestowaniu by tam na nie wrócić. A trzeba wspomnieć, że w Di śniadania serwowane są cały dzień.

już naprawdę nie mogę


Kawka, którą popijałam była bardzo dobra, aromatyczna, taka jak lubię, a jestem wielką amatorką kawy.

Pan mąż twierdząc, że właśnie w tej chwili umiera z głodu, zamówił jajka na bekonie (13zł) oraz twarożek (9zł) i kubek herbaty (6zł).


Jajka podane zostały na kromce pysznego chleba, a bekon był chrupki czyli taki jak powinien. Twarożek to poezja, troszkę czosnku, zioła - pyszności! Do tego pomidor i chlebek. Pan mąż był niezwykle kontent, zjadł wszystko dyskretnie popuszczając pasek w spodniach ;)


A chleb śródziemnomorski, który zakupiliśmy był smaczny jeszcze dwa dni później.

wtorek, 24 września 2013

Wrocław, Piec na Szewskiej

Piec na Szewskiej - królestwo kuchni włoskiej - niedługo będzie obchodzić swoje pierwsze urodziny a już jest we Wrocławiu tak znanym miejscem, że ciężko tu o stolik ;) Właściwie to dlatego nie powinnam chyba polecać tego miejsca ;))) jeszcze więcej ludzi tam przyjdzie?! ...nie... żartuję, jest to lokal, do którego naprawdę warto zajrzeć i warto go zaznaczyć na kulinarnej mapie miasta.

Pamiętam swoją pierwszą wizytę, była zima, my zmarznięci na kość i głodni, znajomy polecał, akurat przechodziliśmy, było tam pusto ale ciepło... i tak ładnie pachniało jedzeniem, które okazało się tak smaczne, że wracamy i wracamy i wracamy, tym bardziej, że ceny są przystępne, obsługa miła.

Piec na Szewskiej to właściwie lokalik, wciśnięty w komunistyczny blok na zabytkowej ulicy, obok niego mieści się sklep z piórami oraz chińczyk a także smutne nogi ukradzionego krasnoludka...

Ciasno tam, krzesła niewygodne, gorąco bo prawie na środku sali stoi piec opalany drewnem ;) albo wieje od otwartych drzwi, pomieszczenie jest bardzo wysokie i nieprzytulne.





Na szczęście menu wygląda zachęcająco: pizze, makarony, risotto, eskalopki, są dania dla vegan i vegetarian. Jedliśmy tam kilka potraw i każdy była na wysokim poziomie, pizza ma pyszne ciasto, wyraźne w smaku, chrupkie, cieniutkie z puszystymi, przypalonymi brzegami,


ze swieżymi składnikami, z dobrym sosem pomidorowym ( absolutnie nie mdłym jak to często bywa w innych pizzerniach) z prawdziwym serem mozarella - sama margherita jest więc przepyszna.


Możne też schrupać sam placek bez sera czyli foccacię - polaną oliwą, z wybranym składnikiem albo sałatką.



Eskalopki to kawałki absolutnie rozpływającego się w ustach aromatycznego mięsa, w świeżym, ciekawym sosie, zagryzane rukolą i foccacią - hmmm niebo w gębie...

Makaron zawsze al dente, sos świeży i dobrze skomponowany. A do tego porcje są duże!!!!




Podsumowując: jedzenie bardzo dobre, bardzo, ceny: ok, sam lokal dość brzydki i niestety: na swoje zamówienie trzeba trochę poczekać, my zwykle czekamy ok 40 -60 minut!!! To bardzo długo więc nie radzę tam iść z wielkim głodem ;)





czwartek, 25 lipca 2013

Letnie warzywa z sezamem

Kolejna propozycja na warzywne danie:





Na klarowanym maśle podsmażam posiekany czosnek a następnie duże kawałki papryki i cukinii. Ja lubię chrupki warzywa więc nie trwa to długo, skrapiam olejem sezamowym, posypuję ziarnem sezamu, odrobina kuminu chilli i kapka sosu sojowego.

Szybkie, proste, sycące.

Wrocław, indyjska restauracja Masala

Uwielbiam hinduskie żarcie!!!
Jestem wielka fanką aromatycznej kuchni, najchętniej warzywnej.

Dlatego oczywiste jest, że regularnie odwiedzam indyjskie restauracje, we Wrocławiu mamy dwie ( albo ja wiem o dwóch ;))) Masalę oraz Spicy India. Dzisiaj opowiem o Masali.


Restauracja Masala mieści się na początku ulicy Kuźniczej, tak, że siedząc w ogródku można obserwować co się dzieje na Rynku ( uwaga: niektóre stoliki potwornie się chwieją!)



Restauracja zwraca uwagę kolorowym wystrojem, w którym dominuje motyw słonia, mamy ołtarzyk,



fontannę, kolorowe lampy, wzorzyste tapety, ogólnie dość przestronnie i schludnie. Zdjęcia celebrytów na ścianach.


Zacznę od stwierdzenia, że Masala to restauracja nierówna i to zarówno pod względem obsługi jak i menu.


Obsługa - czasem jest tak fatalnie, że mam ochotę stamtąd wyjść, szczególnie w porze lunchowej (pewnie właściciele wtedy tam nie zaglądają) czyli kilkanaście minut aby otrzymać kartę tyle samo by zamówić gdy tymczasem kelnerki radośnie konwersują z barmanami. Wieczorami jest lepiej a najlepiej gdy po sali kręci się właściciel, który wita się i rozmawia ze swoimi znajomymi.
W weekendy, kiedy to przychodzi sporo rodzin i jest duży ruch warto uzbroić się w cierpliwość - czeka się naprawdę długo, nawet na przystawki. Jeżeli przychodzisz z dzieckiem możesz malucha spokojnie zostawić pod opieką animatorki, bardzo miłej i uśmiechniętej.
No i niestety końcowa uwaga: obsługa ocenia gościa po wyglądzie... zawsze gdy jestem dobrze / wyjściowo ubrana jestem szybko i sprawnie obsługiwana, w dżinsach i bluzie czasem zlewana przez dłuuugie minuty... czyli hmmmm.... to prawie jak w polskich sklepach... pewnie dlatego tak lubię robić zakupy za granicą .....

Co lubie w Masali?
Chlebek nan bezapelacyjnie - jest pyszny, mięsisty i sycący, mogłabym tam jeść wyłącznie chlebek nan :D Dal z soczewicy! bardzo aromatyczna i pożywna zupka - czasem tam wpadam tylko na dal z nanem i jestem objedzona po uszy. Sałatka z mango - po prostu uwielbiam sałatkę z mango.
Drinki i koktajle - bardzo smaczne, dobrze skomponowane i ładnie podane. Moje dziecko ze smakiem pożera junior menu. Dania warzywne też są smaczne, wszystko co wegetariańskie bardzo mi tam smakuje, krewetki w sosie też niczego sobie, za mięsem nie przepadam ale czasem coś tam skubnę: grillowane kawałki są z reguły dobrze zamarynowane, małżonek narzeka na ilość mięsa w daniach w sosach ( że mało, sprawdzałam: faktycznie mało ;))))


 ryż z warzywami

 mój ulubiony sok pomarańcza z mango, oraz niezbyt dobra sałatka
 
junior menu - ilość w sam raz, smakowicie podane w zestawie z napojem

Co tam było nie tak?
Sałatki wg mnie beznadziejne ( ok, kto bierze sałatki w indyjskiej restauracji?!), zamawiałam dwa razy i za każdym razem rozczarowanie, ostatnio miałam nieświeżą rukolę, w sałatce z krewetkami napotkamy 3 mikro krewetki ;))) brak sosu, słabe kompozycje smakowe. Desery - naprawdę lepiej sobie odpuścić deser w Masali i przenieść się do pobliskiego Amornino ;)))) ze szczególnym obrzydzeniem wspominam marchewkową chałwę....

Raz dobre raz takie sobie?
Cała reszta dań, np. mięso w sosie potrafi być pyszne, aromatyczne a czasem smakuje wyłącznie pomidorami z puszki ze śmietaną, czasami mamy do czynienia z mięsem w sosie a czasem sosem z mięsem ;) warzywa w sosie czasem ( np. okra) składają się wyłącznie z cebuli...czyli kucharzowi albo sypnie się przyprawą albo nie... albo przypali albo nie....albo się oszczędza na składnikach albo i nie

Mogę jednak powiedzieć, że bilans wypada na plus, no wyszłam stamtąd zadowolona czy ja wiem w 70% wizyt... chciałabym też aby powstało więcej konkurencyjnych knajp ;) bo to zawsze skutkuje spadkiem cen czy większym staraniem o klienta.

Ceny dość wysokie, za obiad z napojami na dwie osoby trzeba policzyć ok 100 zł ale można zjeść sycący lunch już za 18 zł ( bez picia)

zestaw lunchowy za 18 zł wygląda skromnie ale naprawdę jest bardzo sycący ;)

Na koniec dodam, że odwiedzający nas prawdziwi Hindusi ;) mówili, że masala jest w sumie ok ale Spicy India lepsze ;) choć ja nie podzielam tego zdania...

poniedziałek, 8 lipca 2013

A ja czekam na pomidory

Pomidor to smak lata... z utęsknieniem czekam na te pierwsze, pachnące słońce, soczyste, słodkie, zdrowe i niskokaloryczne





Z bazylią albo innymi ziołami, z oliwą...... 

i precz ze szklarniowymi, tymi bez smaku, zapachu i koloru!!!!